09-03-2011 13:15
Serwis Randkowy, Niepełnosprawi: Udają chorych, wymyślają traumatyczne doświadczenia i opowiadają o tym innym. Po co to robią?
Pojawili się ludzie którzy chętnie opowiedzą w sieci o swoich wyimaginowanych chorobach. Po co chcieć być chorym? Czy chodzi o napawanie się współczuciem innych? Ba, są nawet skłonni uśmiercić się, z przyjemności obserwować żałobę internautów, a następnie wejść w skórę innej cierpiącej osoby bo przecież chcą dalej to robić. Na naszych oczach narodzili się kłamcy nowego typu. Nie wiemy, ilu ich jest, ale niewątpliwie ich liczba szybko rośnie.
Poznajcie jedną z takich osób: Mandy Wilson - forumowiczka, ma za sobą kilka strasznych lat:
- wieku 37 lat zdiagnozowano u niej białaczkę,
- opuścił ją mąż skazując na samotne wychowywanie dwójki dzieci: pięciolatka i niemowlęcia
- chemioterapia zniszczyła jej układ odpornościowy, uszkodziła wątrobę i serce,
- po inwazyjnym leczeniu przeszła zawał i zapadła w śpiączkę,
- wiele tygodni spędziła na oddziale intensywnej terapii, gdzie pielęgniarki traktowały ją z taką brutalnością, że wyszła ze szpitala cała posiniaczona.
Może była cierpiąca i wystraszona - tak przynajmniej pisała, ale Mandy na pewno nie była samotna. Jej gehenna sprawiła, że kobiety z całego świata – z Ameryki, Wielkiej Brytanii, Nowej Zelandii i Kanady – ofiarowały jej swoje wsparcie. Chora umieszczała swoje posty na portalu Connected Moms, na płatnym forum dla matek, a inne jego członkinie z niecierpliwością czekały na każdą nową wiadomość od niej. Ludzie również lubią czytać o cudzych nieszczęściach. Pisali również Gemmy, Sophie, Pete’a i Janet, jej bliscy przyjaciele. To oni dodawali kolejne wpisy, gdy Mandy była zbyt słaba, żeby sama pisać. Wszystko było dokładnie zaplanowane i wyimaginowane.W czasie tych trudnych lat, wypełnionych cierpieniem, kolejnymi operacjami, nawrotami choroby i zagrażającymi życiu infekcjami, wokół samotnej matki zgromadziła się potężna internetowa grupa wsparcia. Trwała przy niej aż do marca ubiegłego roku. Wtedy wyszło na jaw, że Mandy tak naprawdę nigdy nie była chora. A Gemma, Sophie, Pete i Janet nigdy nie istnieli. Australijka zmyśliła całą tę historię.
Mandy należy do powiększającego się grona osób, które przedstawiają się w sieci jako doświadczone przez chorobę bądź inne nieszczęście po to, by zbudować dla siebie grupę wsparcia. (…) Oferujące swą przyjaźń i pomoc internetowe społeczności padają ofiarą oszustwa nowego typu, choć w tym wypadku nie wyłudza się od nich pieniędzy, lecz czas i emocje. Sprawcy tego nadużycia w zasadzie nie czerpią ze swego procederu żadnego zysku – poza uwagą.
To problem psychiki a nie kwestia ludzi z poczuciem humoru ponieważ żartownisie życzą sobie szybkiej gratyfikacji, co w tym wypadku jest w zasadzie wykluczone. Tu wszystko jest niczym fikcyjne, podwójne życie i wymaga miesięcy drobiazgowych badań, by stworzyć spójną i przekonującą opowieść i zaangażować w nią całą serię fikcyjnych postaci. Psychiatrzy są zgodni, że przypadek Mandy, to w większym stopniu skutek zaburzenia psychiki niż działanie wynikające z czystej złośliwości. Na ironię zakrawa fakt, że ludzie, którzy udają chorych, w rzeczy samej są chorzy.
Niektórzy lekarze interpretują tę przypadłość jako specyficzny przejaw syndromu Münchausena (MBI, Münchausen by internet). W klasycznych przypadkach tego zaburzenia ludzie przypisują sobie szereg objawów chorobowych, aby przyciągnąć uwagę lekarzy. W dobie Internetu jest łatwiej. Internetowi oszuści mogą ograniczyć się do przekonywujących wpisów na forach, nie muszą choroby odgrywać więc mają niemal nie ograniczone pole do popisu bo są anonimowi. Ich sukces przekłada się na setki e-maili ze słowami otuchy, pełnych zrozumienia i współczucia postów. Niektórzy są gotowi nawet upozorować swoją własną śmierć i pisać o sobie nekrologi, żeby później, w zaciszu swego salonu, obserwować jak inni po nich rozpaczają. Zdemaskowani zmieniają forum jednak. Ci, którzy raz dali się nabrać, zwykle mają trudności, by ofiarować pomoc w sieci komukolwiek.
Nikt bardziej nie ucierpiał z powodu kłamstw Mandy niż Dawn Mitchell, 42-letnia Kanadyjka, która ostatecznie doszła prawdy. Współczuła jej i chciała wspierać. Spędzała godziny każdego dnia przed komputerem, pisząc z Mandy. Cały czas wydawało się, że jest na granicy śmierci. Gdybym odmówiła jej kontaktu, a ona później by umarła, czy potrafiłabym sobie wybaczyć? Dziś upokorzona faktem, że przez trzy lata dawała się nabierać na tę historię, zarówno w wersji Mandy, jak i jej rzekomych przyjaciół: Sophie i Pete’a. Co prawda trzeba przyznać, że Australijka starannie przygotowywała swoje kłamstwa. (…) W swoich zmyśleniach stworzyła postaci z krwi i kości. Kanadyjka otrzymała nawet zdjęcie przedstawiające Australijkę z głową wyłysiałą po chemioterapii, trzymającą w ramionach synka. Pewnego razu w trakcie wideoczatu Mandy upozorowała potężny atak choroby: Dawn z przerażeniem patrzyła, jak jej znajoma wije się i wywraca oczami.
Kłamstwo wyszło na jaw tylko dlatego, że Mandy zbytnio uzależniła się od życzliwości Dawn i zwyczajnie zaczęła przesadzać. Zbyt wiele dramatów w zbyt krótkim czasie. Usunięcie otrzewnej, gronkowiec, amputacje skóry itd.
Dawn nie zamierzała dzielić się swoimi podejrzeniami lecz przeprowadziła osobiste śledztwo. Postanowiła wyszukać na australijskich stronach informacje o zgonie Sophie i Pete’a. Nic na ich temat nie znalazła. Analizując fotografię Mandy Dawn zauważyła, że pochodzi z Facebooka. Tam okazało się, że w czasie gdy udająca chorą Australijka miała być w śpiączce bądź pod wpływem niszczącej terapii, w najlepszym humorze uczestniczyła w grach ze znajomymi i komentowała ich zdjęcia. Mandy stworzył i zniszczył Internet.
Syndrom Münchausena może być częścią wyjaśnienia tej zagadki, choć z tym sądem zgodzi się tylko garstka psychiatrów. Dla lekarza zainteresowanego tą kwestią znajdzie się bogaty materiał do badań. Na przykład cierpiące na anoreksje matka i córka umieszczające posty na forum nawet z oddziału intensywnej terapii. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że obie panie robią błędy ortograficzne w tych samych wyrazach… Jest też z pozoru tragiczna historia 40-letniej matki zmagającej się z rakiem jajnika. Po jakimś czasie jej 17-letnia córka ogłasza w sieci, że kobieta nie żyje. I że sama też choruje na nowotwór. Gdy narzeczony dziewczyny zamieścił post na temat jej śmierci, sprawa zaczęła budzić wątpliwości. Ktoś zadzwonił do lokalnej placówki służby zdrowia. Okazało się, że nikt nie słyszał ani o matce, ani o córce… (…)
Może sednem sprawy jest odwieczna potrzeba uwagi i zauważenia tyle, że w chorobliwy sposób. A może chodzi o zaburzenia pozorowane, z grupy zaburzeń psychicznych przejawiających się całym wachlarzem zachowań, kiedy człowiek odgrywa przed innymi chorobę własną bądź osób najbliższych, by mieć z tego osobiste profity. Nie istnieje idealny portret kłamcy tego rodzaju ale wiemy już, że zjawisko dotyczy przede wszystkim kobiet: zarówno po stronie sprawców jak i ofiar. (…) Fora, gdzie oferuje się pomoc osobom w potrzebie znacznie częściej odwiedzane są przez panie, więc dlatego to one najczęściej dają się wciągnąć w scenariusze pisane przez oszustów.
Jeannette Navarro jest jedną z niewielu oszustek, które gotowe są opowiedzieć o tym, co zrobiły. Ma 24 lata, mieszka na Filipinach i prowadzi firmę w internecie. Samą siebie opisuje jako społecznego wyrzutka, osobę wyobcowaną, bez więzi rodzinnych, ani przyjacielskich. W dodatku Jeannette naprawdę jest chora: cierpi na rzadki zespół upośledzenia odporności. Ale kiedy w 2008 roku dołączyła do międzynarodowego forum oferującego wsparcie chorym, szybko zauważyła, że jest skłonna do ubarwiania swoich historii, wprowadzania do nich innych osób i przesady w opisywaniu swoich dolegliwości. – Na początku wszystko było w porządku. Nie mijałam się z prawdą – opowiada. – Wiele osób okazało mi współczucie, było po mojej stronie. Poczułam się wspaniale.
Wszystko zaczęło się gdy po dwóch miesiącach na forum bardzo zachorowała i zrobiła sobie kilkutygodniową przerwę od internetu. – Kiedy ponownie się zalogowałam, okazało się, że szukało mnie wielu ludzi. Tak uzależniła się od cudzej uwagi. To wtedy pierwszy raz przedstawiłam się jako inna osoba i ogłosiłam, że Jeanette jest w śpiączce. Z czasem fikcyjnie chorowała coraz częściej i poważniej.
Jeanette prowadziła tę działalność przez siedem miesięcy, uśmiercając po drodze dwie osoby w dramatycznych okolicznościach. Ale gdy raz zrobiła sobie dłuższą przerwę od internetu, zaczęła się poważnie nad sobą zastanawiać. – Nagle dotarło do mnie, że bawię się uczuciami innych. Poczułam się winna – przyznaje. Dlatego ostatecznie umieściła na forum post, w którym opowiedziała całą prawdę. Podała do tego swój telefon, by ludzie mogli bezpośrednio dać upust swej złości na nią. Dwieście oszukanych przez nią osób nie kryło oburzenia. – Usłyszałam, że jestem najbardziej wstrętną i podłą osobą, jaka kiedykolwiek istniała na Ziemi – mówi Jeanette. – Ci ludzie otwarcie żałowali, że nie umarłam.
Od tamtych zdarzeń minęły dwa lata, a oszustka z Filipin wciąż otrzymuje e-maile z wyrzutami. Jeanette musi dziś chodzić regularnie do psychiatry i leczy się na depresję.
Po ujawnieniu tego typu oszustwa dla zwiedzionych uczestników grupy wsparcia dalsza działalność online jest bardzo trudna. Całe fora rozlatują się z tego powodu. To miejsca dla doświadczonych przez życie ludzi, gdzie zaufanie jest naczelną zasadą. Tymczasem podejrzenia mogą szybko zamienić się w paranoję. Jeśli nie dochodzi do otwartego przyznania się do winy, uczestnicy forum mogą podzielić się na dwa wrogie obozy: jeden trzymający stronę podejrzanego, drugi – przeciwko niemu. (…)
MBI jest zupełnie nowym pojęciem, zbyt nowym, by szanujące się środowiska psychiatryczne stworzyły już kryteria pozwalające je diagnozować jako osobne schorzenie. Ale dla specjalistów w dziedzinie zaburzenia pozorowanego takie rozróżnienie wydaje się oczywiste. – Uzyskanie współczucia setek ludzi na forum to znacznie potężniejszy motyw działania niż zwrócenie uwagi zaledwie jednej osoby w białym fartuchu – zauważa doktor Richard Kanaan, psychiatra ze szpitala London‘s Maudsley.
Bez względu na to, czy udawali w realu czy w rzeczywistości wirtualnych dla oszustów z forum może być niemałym szokiem, gdy dowiedzą się, że naprawdę są chorzy. Wielu z nich wolałoby już usłyszeć werdykt, że są niegodziwcami, niż dowiedzieć się, że w rzeczy samej nadają się na pacjentów kliniki psychiatrycznej. Zdaniem Kanaana takie rozróżnienie bynajmniej nie jest ostre. – Nie ma jasności, gdzie przebiega granica między byciem chorym, a byciem złym. Obawiam się, że te osoby mogą kumulować te dwie cechy – dodaje.
Niektóre nazwiska zostały zmienione.
Źródło: www.zdrowie.onet.pl