Randki dla osób niepełnosprawnych. Portal randkowy


Serwis Randkowy, Niepełnosprawni: Parapelgia a miłość

30-11-2010 12:58

Serwis Randkowy, Niepełnosprawni: Wózek... i miłość, czy to możliwe? Czy taki związek ma sens? Jak sobie poradzić?


Niepełnosprawność nie jest przeszkodą do pełnego i udanego życia. Nie przekreśla szansy na wielkie uczucie ani na wspaniały seks. O swoim szczęściu opowie nam szczególna para: Jaqui i Alex.

Z pierwszego spotkania z Aleksem zapamiętałam, że bardzo mi się spodobał: był taki przystojny, do tego z poczuciem humoru. Faktu, że porusza się na wózku, prawie nie zarejestrowałam. We wspomnieniach pozostały mi jego błękitne oczy i czarna czupryna. A kiedy uśmiechnął się do mnie, poczułam, jakbyśmy w pokoju pozostali tylko on i ja. Miłość od pierwszego wejrzenia? Tak to się chyba nazywa.

Już wcześniej słyszałam o Aleksie i o strasznym wypadku w 2001 roku, który na zawsze pozbawił go sprawności. Oboje mieszkaliśmy w małym mieście angielskiego hrabstwa Essex, gdzie wszyscy wiedzą o sobie wszystko. O tragicznym w skutkach zdarzeniu przeczytałam w lokalnej gazecie: Alex wracał z meczu rugby wraz ze swoim kolegą, jechali samochodem w strasznej ulewie. Pojazd wjechał w potężną kałużę i stracił sterowność: z impetem uderzył w barierkę mostu. Zaledwie 18-letni Alex złamał kręgosłup w dwóch miejscach. Kolega miał więcej szczęścia – skończyło się na stłuczeniach.


Spotkaliśmy się przed trzema laty. Alex pojawił się w salonie, gdzie pracowałam jako kosmetyczka. Jego młodsza siostra Becky zażyczyła sobie manicure. Gawędzili i zaśmiewali się do łez. Poczułam wielki szacunek do mężczyzny, który na przekór kalectwu potrafił do tego stopnia cieszyć się życiem. I tyle dawać z siebie innym.

Szybko zaprzyjaźniłyśmy się z Becky. Mieszkała z Aleksem, dlatego znajomość z nią sprawiła, że zaczęliśmy regularnie się widywać. Po trzech miesiącach brat Becky zaproponował mi, żebym wynajęła ich wolny pokój. Nie trzeba mi było tego powtarzać. Już wtedy wiedziałam, że Alex bardzo mnie pociąga, ale nie znałam jego uczuć. Na razie wystarczała mi pewność, że mnie lubi. Spędzaliśmy noce oglądając filmy na DVD, wylegując się razem na sofie w salonie.

Trzy tygodnie po moim wprowadzeniu się leżeliśmy właśnie na sofie oglądając telewizję, gdy nagle Alex mnie pocałował. Wydało mi się to najbardziej naturalną rzeczą na świecie: od razu wiedzieliśmy, że nasz związek jest na poważnie. Od tej chwili jesteśmy parą.

To prawda, że Alex ma poważne ograniczenia ruchowe. Porusza się na wózkach – sterowanym manualnie i elektrycznym – i potrzebuje opieki 24 godziny na dobę w wykonywaniu prostych czynności. Przeszedł fizjoterapię, by wzmocnić mięśnie górnych partii ciała i miał na tyle szczęścia, że ma dość sprawne ręce, lecz mimo to bez opiekunki sobie nie poradzi.

Ktoś musi mu pomóc pokonać schody, unieść go, żeby mógł położyć się do łóżka. Zajmują się nim trzy osoby pełniące dyżury w ogrodowej przybudówce – dzięki temu zawsze ktoś jest pod ręką. Są dla nas jak członkowie rodziny. Pomagają Aleksowi wstać z łóżka, wożą go samochodem gdziekolwiek zechce, zabierają go na zakupy, parzą herbatę – spełniają wszystkie jego życzenia. Mój chłopak dał mi do zrozumienia, że nasza miłość niczego tu nie zmieni: opiekunowie nadal będą wykonywać swoje zadania, bo ja jestem jego dziewczyną, nie – pielęgniarką.

Przed związkiem z Aleksem spotykałam się z paroma mężczyznami, ale tych relacji nie da się w ogóle porównać – i to nie z powodu, który podejrzewacie. Mój obecny chłopak jest po prostu najbardziej szaloną i zabawną osobą, jaką znam. W czasie, gdy stawaliśmy się sobie coraz bliżsi, odkryłam też jego ciemną stronę: w chwilach załamania powtarzał, że jestem dla niego za dobra. Że powinnam być z kimś "normalnym". Nigdy nie pozwalałam mu pozostać w takim dołku na dłużej. – No i co z tego, że nie możesz wstać? Nadrabiasz swoim gadulstwem – odgryzałam się. Patrzył na mnie uważnie, uśmiechał się i znów wszystko było w porządku.

Może wyda wam się to dziwne, ale nigdy poważnie nie porozmawialiśmy o wypadku, który pozbawił Aleksa sprawności. Zresztą zdaje się, że mój chłopak nie lubi tego roztrząsać. Nie chce się nad sobą litować, po prostu żyje każdym dniem. I tak, porusza się na wózku, ale to nie oznacza, że nie możemy cieszyć się naszą seksualnością.

Przez pierwsze tygodnie naszego związku dzieliliśmy sypialnię, ale nasze pieszczoty sprowadzały się do objęć i pocałunków. Oczywiście było jasne, że na tym nie poprzestaniemy. Nie przeprowadziliśmy poważnej rozmowy o seksie, ale pamiętam, jak Alex kiedyś przy okazji napomknął: – Nie martw się, tu akurat wszystko działa jak należy. Ucieszyłam się. Chociaż byłam gotowa dzielić życie z Aleksem bez względu na wszystko. Jest miłością mojego życia, uszczęśliwił mnie.

Nasz pierwszy raz wypadł bardzo naturalnie. Oboje się denerwowaliśmy, ale kto nie przeżywa emocji podczas pierwszego miłosnego zbliżenia z osobą, na której naprawdę mu zależy? Alex ma niezwykłą umiejętność obracania wszystkiego w żart, więc atmosfera szybko się poprawiła. Zachował czucie w wielu partiach ciała. Zapamiętałam tamten wieczór jako jeden z najpiękniejszych w moim życiu.

Większość moich znajomych wiedziała o tym, co czuję do Aleksa, dlatego nie byli zaskoczeni na wieść, że jesteśmy parą. Nasz związek nie różnił się specjalnie od innych związków: umawialiśmy się do kina, na kolację… Alex spędził na wózku wystarczającą ilość czasu, by dowiedzieć się, które lokale są dla niego dostępne, a które nie. Czasem ludzie się na nas gapią. Może mi współczują? Alex wtedy bardzo się złości, ale mi nie zależy: niech sobie myślą, co chcą.

Uwielbialiśmy wałęsać się po klubach. Alex jest przecież taki sam, jak każdy chłopak w jego wieku, więc dlaczego miałby nie lubić imprezowania? Życie się nie kończy tylko dlatego, że jeździsz na wózku.

To była jedna z tych zwariowanych nocy, w marcu 2008 roku, gdy oświadczyłam się ukochanemu. Już wcześniej rozmawialiśmy o dzieciach i o małżeństwie. Tamtego wieczora tak wspaniale się bawiliśmy, że gdy spojrzałam na Aleksa, nagle zrozumiałam, że chcę z nim spędzić resztę życia. Czułam, że muszę mu to w jakiś sposób przekazać. W klubie wisiał wielki ekran, na którym można było wyświetlać wiadomości: to tam zapytałam Aleksa, czy zechce mnie poślubić. Pamiętam radosne okrzyki moich przyjaciół. Podeszłam do mojego chłopaka i objęłam go. Promieniał ze szczęścia. – Tak – powiedział.

Pobraliśmy się cztery miesiące później w Maldon, w Essex. Wiem, że dla wielu z was to zdanie zabrzmi jak banał, ale to był najwspanialszy dzień w moim życiu. Parę tygodni po ślubie pojechaliśmy w podróż poślubną na 10-dniowy rejs po Morzu Śródziemnym. Na wszelki wypadek towarzyszył nam jeden z opiekunów, ale w niczym nas nie ograniczał. Wyjazd na wakacje jest dla mojego męża nie lada wyzwaniem. Nigdy nie wie, czy w różne miejsca da się wjechać na wózku, ale zauważyłam, że z każdą kolejną wycieczką lepiej się adaptujemy. Mielibyśmy idealny miesiąc miodowy, gdyby nie jedna troska: sprawa dzieci.

Chociaż nasze życie erotyczne jest pod każdym względem satysfakcjonujące, wskutek obrażeń, jakich doznał Alex, naturalne zapłodnienie nie wchodzi w grę. W tej sytuacji pozostał nam tylko zabieg in vitro. Uświadomiono mi, jak nikłe mamy szanse: zaledwie 28 proc. Niemniej jednak postanowiliśmy spróbować.

Wielokrotnie podróżowaliśmy do kliniki w Cambridge na niekończące się badania krwi i zastrzyki, których wymagała nasza terapia. Na początku października 2009 roku lekarz wprowadził do mojej macicy dwa zarodki. Pamiętam, że całą drogę powrotną do domu trzymałam nogi w górze, w nadziei, że zwiększę w ten sposób szanse na rychłe macierzyństwo. I udało się! Nie wierzyliśmy swemu szczęściu. (…) Potem przyszła pora na poranne nudności i wtedy to Alex przejął rolę mojego opiekuna.

Miałam prawdziwy poród rodzinny: towarzyszył mi Alex, moja mama i siostra Gemma. Pamiętam twarz mojego męża: nigdy nie widziałam, żeby był równie zdenerwowany. Ale po 21 godzinach na świat przyszła Izzy. To był wielki dzień: 2 lipca. Parę godzin później Alex trzymał naszą córeczkę w ramionach. Był tak nią oczarowany, że nie mogłam mu się napatrzyć.

Pierwszą noc, jaką spędziłam w domu po porodzie, czuwaliśmy wspólnie nad naszym dzieckiem. Chociaż Alex jest niepełnosprawny, w związku z Izzy przejął mnóstwo obowiązków. Córeczka sypia przytulona do jego boku – w tym wypadku cieszy nas fakt, że mąż nie jest w stanie przewrócić się na bok i jej przygnieść. Karmi ją i zmienia pieluszki. Oczywiście czasem bywa sfrustrowany, że nie może zrobić więcej, ale ja powtarzam mu, że w przeciwieństwie do zapracowanych ojców on zawsze będzie przy niej. Jesteśmy z Aleksem bardzo szczęśliwi. Może dlatego, że przetrwaliśmy tyle trudnych chwil, umiemy bardziej cieszyć się życiem i je cenić. Co dzień dziękujemy losowi za Izzy. A kto wie, może któregoś dnia zapewnimy jej rodzeństwo.

A co na to Alex?


Po wypadku chciałem odebrać sobie życie. Byłem trenerem i kapitanem drużyny. Nie mogłem sobie wyobrazić, że odtąd będę na zawsze przykuty do wózka. Pierwsze słowa, jakimi przywitałem fizjoterapeutę, brzmiały mniej więcej tak: – Zostaw mnie w spokoju i pozwól mi umrzeć.

Czułem, że jestem ciężarem dla otoczenia. W tym stanie faktycznie nie byłem sympatycznym towarzystwem dla nikogo. Rehabilitant uświadomił mi, że odtąd muszę radzić sobie z życiem takim, jakie mam. Wtedy zabrałem się porządnie do pracy, nabrałem nieco samodzielności, lecz i tak nie sądziłem, że kiedyś jakaś dziewczyna będzie mnie chciała za męża.

Gdy poznałem Jaqui, byłem już znany jako wielki gaduła – najwyraźniej doszedłem do wniosku, że skoro nie chodzę, to muszę przynajmniej porządnie się wygadać. Jaqui potrafiła odpierać moje ataki jak nikt inny – coś między nami zaiskrzyło. Nie przejmowała się drobiazgami i to właśnie bardzo mi się w niej spodobało. Traktowała mnie jak każdego innego chłopaka, bez ceregieli – jak niektórzy.

Gdy pojechałem do szpitala, by towarzyszyć jej przy porodzie, wróciły do mnie straszne wspomnienia z wypadku. A kiedy ujrzałem Izzy, rozpłakałem się jak dziecko – choć innym tłumaczyłem się, że to atak alergii.

Staram się, jak mogę, by być dobrym ojcem. Karmię córeczkę, zmieniam pieluszki. Drażni mnie, że nie mogę w niczym więcej pomóc, za to Jacqui jest idealną żoną i matką. Zresztą Izzy dodała mi skrzydeł. Chociaż już się martwię, co mnie czeka, gdy będzie nastolatką. Będę umierał z niepokoju o nią! Moje życie nie ułożyło się tak, jak planowałem, ale i tak uważam się za szczęściarza i teraz nie chciałbym niczego zmienić.

Caroline Benjamin



Źródło: www.zdrowie.onet.pl

tem_f.gif

post_f.gif  

tem_f.gif

post_f.gif