13-09-2010 13:15
Serwis Randkowy, Niepełnosprawni: Mimo, iż nie jest to tabletka wczesnoporonna i skutecznie może zapobiec ciąży, nie jest w Polsce popularna. Dlaczego?
Antykoncepcja postkoitalna to antykoncepcja doraźna, stosowana w nagłych przypadkach, gdy inne metody zawiodły. Polega ona na wzięciu tabletki, która nie dopuszcza do owulacji (jeśli kobieta jest przed dwunastym dniem cyklu) oraz powoduje zmiany w błonie śluzowej macicy, przez co zmniejsza możliwość dotarcia plemników do komórki jajowej albo nie dopuszcza do ich implantacji (zagnieżdżenia zapłodnionej komórki).
Skuteczność antykoncepcji „po” jest bliska 100 proc., ale tylko jeśli zażyje się ją przed upływem 24 godzin od stosunku. Potem, wraz z upływem czasu, zmniejsza się. Po 72 godzinach spada do 50 proc.
- 24, 25, 26… Nie jeszcze raz… Poniedziałek, wtorek… - Agnieszka liczyła, ale kalendarz się nie mylił: właśnie kochali się z mężem w jej dni płodne, dokładnie w samym środku cyklu. Bez zabezpieczenia. – Powinnam się cieszyć, że po dziesięciu latach jesteśmy jeszcze tacy spontaniczni, że nie chciało nam się czekać, aż założę kapturek, a ja w gorączce zmysłów stwierdziłam: „Możemy bez…”. Od razu zdecydowałam, że musimy pojechać do lekarza po tzw. pigułkę „po”.
W Polsce dostępne są dwa leki postkoitalne, wydawane tylko na podstawie recepty – Postinor Duo oraz Escapelle. W wielu krajach Europy pigułki te dostępne są bez zalecenia lekarza, m.in. w Bułgarii, Francji, Austrii, Portugalii, Belgii czy Wielkiej Brytanii, a w Norwegii i Szwecji można je kupić w każdym większym supermarkecie.
Mimo że środki antykoncepcji doraźnej są w Polsce legalne, lekarze nie chcą ich przepisywać, tłumacząc, że działają jak lek wczesnoporonny oraz powołując się na własne poglądy i przekonania.
- Okazuje się, że zdobycie tabletki „po”, nie jest łatwe nawet w dużym mieście wojewódzkim – opowiada Agnieszka. – Mnie się udało w ciągu kilku godzin, ale co to były za godziny…
Agnieszka ma trzydzieści lat, od dwóch lat jest mężatką, dzieci planuje po obronie doktoratu, czyli za dwa lata. Jest psychologiem i pracuje w poradni dla dzieci autystycznych. Wszyscy są pod jej urokiem: spokojna, opanowana, życzliwa. W kilka minut zyskuje sobie sympatię każdego.
Z panią doktor z przychodni, która zastępowała jej lekarza rodzinnego, nie poszło jej jednak tak łatwo. Usłyszała: „Chce pani spędzić płód, dokonać aborcji? Obawiam się, że muszę poprosić panią o opuszczenie gabinetu, bo będę musiała zawiadomić stosowne władze".
Agnieszka pamięta, że wtedy, w lekarskim pokoju, po raz pierwszy od wielu lat nie wiedziała, co ma powiedzieć. - Wydukałam tylko: „Ale jakie władze?”. Nie miałam pojęcia, czy chodzi o policję, ministra zdrowia, służby porządkowe, ochroniarza.
Kiedy mąż Agnieszki dowiedział się, co się stało, zdecydował: idziemy do ginekologa. Wanda Nowicka, przewodnicząca Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny uważa, że kobieta ma wszelkie prawo, żeby skorzystać ze środków dostępnych w Polsce i zarejestrowanych jako leki antykoncepcyjne, a nie jako pigułki wczesnoporonne.
- Jeśli lekarz sugeruje kobiecie, że ta ma zamiar przerwać ciążę za ich pomocą, wykazuje się ignorancją medyczną, gdyż w trzy dni od stosunku, nie można mówić o zajściu w ciążę – podkreśla Nowicka.
Po co się truć?
W przychodni „K” przyjął Agnieszkę starszy lekarz, który akurat miał dyżur. Po trzech godzinach czekania na korytarzu w towarzystwie ciężarnych, czekających na USG, Agnieszka w skromnym gabinecie wyłuszczyła swoją prośbę.
Lekarz zaprosił ją na fotel ginekologiczny, a gdy oponowała, że chce tylko receptę, zarządził: „Ja tu jestem lekarzem, droga pani”. Po badaniu stwierdził: „Na moje oko pani nie jajeczkuje, więc nie mogło dojść do zapłodnienia, nie ma sensu truć się chemią.”
- Przyjęłam politykę kiwania głową i powtarzania prośby, lekarz wydawał się jednak nieugięty – opowiada Agnieszka. Jednak po dwudziestu minutach powtarzania tego samego, kobieta wyszła z gabinetu z receptą.
Błąd w sztuce
W aptece młoda farmaceutka przepraszająco pokręciła głową: Ta recepta jest źle wypisana, nie mogę jej zrealizować. Nie jest wypisane dawkowanie, a w nazwie leku są dwa błędy. Proszę poprosić lekarza o korektę. Był już wieczór, kiedy spod drzwi poradni „K” Agnieszkę i Krzysztofa odprawiła sprzątaczka. Lekarzy już nie było. Następnego dnia wypadała wolna sobota.
– Chyba nigdy nie czułam się równie bezradna i bezsilna – relacjonuje Agnieszka. - Narastający ból w skroniach, znak wielkiego stresu, był tak silny, że przed oczyma widziałam wirujące płatki. Na szczęście pielęgniarka z dyżurki doradziła im wizytę na ostrym dyżurze.
Klauzula sumienia
Tam lekarka dyżurna, która przyjęła Agnieszkę, spokojnie jej wysłuchała i stwierdziła: „Jest pani zdenerwowana i ja to rozumiem. Jestem też w stanie zrozumieć pani kłopot, ale jestem praktykującą katoliczką i nie mogę wypisać recepty. Nie chcę pani nawracać, ani umoralniać. Poszukam listy lekarzy z województwa, którzy wypisują ten lek.”
- Jeśli zdarzy się, że lekarz, do którego udamy się po radę i po receptę, odwoła się do klauzuli sumienia, do swoich przekonań religijnych, i odmówi nam wypisania leku, mamy prawo żądać od niego wskazania lekarza, który wypisze nam receptę – zaznacza Wanda Nowicka, przewodnicząca Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
- Warto podkreślić, że ginekolog, który nie prowadzi poradnictwa w sprawie planowania rodziny i odmawia pacjentce świadczeń, które się jej należą, powinien rozważyć zmianę zawodu. Bowiem lekarz, który ma klucz do sytemu, a nie chce go użyć dla dobra pacjentek – to wielkie nieporozumienie.
Dopiero czwarty lekarz z listy od lekarki odebrał telefon i poprosił o wizytę w prywatnym gabinecie na osiedlu domków jednorodzinnych. – Od której pani pielgrzymuje? - spytał tylko i przepisał receptę. Zainkasował za to 120 złotych i wręczył swoją wizytówkę.
– Połknęłam tabletkę, gdy wróciłam do domu, a następnego dnia obudziłam się z bólem głowy i przykrym uczuciem bycia nikim. Miesiączkę dostałam w terminie. Od tego momentu upłynęły trzy miesiące i ani razu nie kochaliśmy się z Krzyśkiem – kiwa głową Agnieszka.
Odmowa na piśmie
Wbrew wszelkim mitom, które wyrosły wokół antykoncepcji doraźnej, pigułka „po” nie ma działania poronnego. Gdy pigułkę przyjmie się zbyt późno, kiedy dojdzie już do zagnieżdżenia, nie wpłynie ona negatywnie na zarodek, ale podtrzyma rozpoczętą ciążę i stanie się jej sprzymierzeńcem. Dotychczas nie odnotowano na świecie żadnych doniesień o niekorzystnym wpływie antykoncepcji doraźnej na rozwój płodu i narodziny dziecka.
Wanda Nowicka z Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny podkreśla, że w przypadku odmowy, kobiety powinny domagać się wydania zaświadczenia o odmowie wydania recepty na lek ze stosownym uzasadnieniem.
- Dysponując takim pismem jesteśmy w stanie dochodzić swoich praw np. przed rzecznikiem praw pacjenta czy w sądzie lekarskim, złożyć skargę do kierownika placówki, w której odmówiono nam pomocy. Walczmy o swoje zdrowie i nasze prawa jako pacjentek i nie pozwólmy lekarzom narzucać nam swojego światopoglądu – dodaje Nowicka.
Źródło: wwww.kobieta.wp.pl