Randki dla osób niepełnosprawnych. Portal randkowy


Serwis Randkowy, Niepełnosprawni: Nastawienie do miłości

22-09-2010 12:26

Serwis Randkowy, Niepełnosprawni: Czy jest sens planować miłość? Czy ona znajdzie nas sama? A może po prostu boisz się kochać i tylko dlatego jesteś osobą bierną choć wolisz używać słowa "rozważny/a".


Chcesz się zakochać, ale nie wiesz, czy jeszcze umiesz. Boisz się, że znowu ktoś Cię zrani. Według psychologów, sukces w miłości zależy przede wszystkim od naszego nastawienia.

Amerykański psycholog Paul Roberts poświęcił 10 lat na badania nad procesem zakochiwania się. I doszedł do przerażającego wniosku. Od momentu, gdy kończymy 19 lat, z każdym rokiem spada nasza zdolność do zakochania się nawet w najbardziej idealnym partnerze. Początkowo zmniejsza się ona powoli, o jeden procent rocznie. Po trzydziestce proces ten przyspiesza, i co 12 miesięcy jesteśmy o kolejne dwa procent mniej zdolni do zakochania. A po 55. roku życia, już o trzy procent rocznie. – Teoretycznie każda wolna osoba jest gotowa zakochać się znowu, gdy tylko zjawi się odpowiedni kandydat – mówi Roberts. – Kiedy jednak taki doskonały mężczyzna lub kobieta się pojawia, okazuje się, że to nie takie proste. Chcemy, ale nie potrafimy. Zamiast radosnych motyli w brzuchu czujemy tylko niepokój. Wręcz żałujemy, że miłość znów do nas przychodzi! Nawet jeśli wejdziemy w ten nowy związek, zamieszkamy razem, trudno nam odnaleźć w sobie emocje, pamiętane z wczesnej młodości. Chcemy kochać, ale nie potrafimy.

Wymyślone trudności

Spadek gotowości do zakochania się najczęściej tłumaczymy względami praktycznymi. Mamy więcej do stracenia niż 20 lat temu. Nie umiemy już postawić wszystkiego na jedną kartę. Musimy troszczyć się o dzieci z pierwszego małżeństwa. Bywa, że mówimy wprost: „Jestem mądrzejsza niż kiedyś. Nie tak łatwo mnie omamić”. Roberts uważa, że wyszukujemy w kandydatach na nowego partnera wady mało istotne, a nawet je wymyślamy. Po to, żeby sobie udowodnić, że nie ma sensu się w nim zakochiwać. Bo tak naprawdę zakochać się nie umiemy. Według autora badań, główną przyczyną tego, że zdolność do zakochania się spada tak szybko, jest rachunek prawdopodobieństwa. Mamy za sobą związki, które się nie udały. Obserwujemy także ludzi wokół i widzimy, że nawet w pozornie udanych małżeństwach nie brakuje dramatów, oszustw, łez. Nasz umysł analizuje to nawet wtedy, kiedy pozornie wcale o tym nie myślimy. I dochodzi do wniosku, że szczęśliwa miłość, która przetrwa długie lata, to rzadkość. A więc, zgodnie z teorią gier, nie opłaca się wchodzić w związek, którego szansa na sukces jest tak minimalna.

Miłość ucieka harmonogramom


Bywa i tak, że mówimy jasno: „Nie chcę mieć z miłością nic wspólnego. To już nie dla mnie. Jestem za stara na te romantyczne bzdury. Raz się sparzyłam i wystarczy”. Takie poglądy deklaruje co szósty Europejczyk, który ma za sobą przynajmniej jeden długi, nieudany związek.

Brytyjska psycholog Ann Sannder przeprowadziła kilkuetapowe badanie ponad stu kobiet i mężczyzn w wieku 25-45 lat. Każda z tych osób mówiła zdecydowanie, że nie chce się już zakochać i że woli spokojne życie niż porywy serca.
Tymczasem okazało się, że podświadomie aż 82 proc. z nich bardzo tęskni za wielkim uczuciem. – Boimy się miłości. Chcemy w życiu wszystko kontrolować – komentuje te wyniki badań Ann Sannder. – Tymczasem zakochanie jest jak tajfun, który porywa wszystko po drodze. Może się okazać, że pokochamy kogoś z drugiej półkuli albo mężczyznę, który ma żonę i troje dzieci. Boimy się komplikacji i trudnych wyborów, dlatego coraz częściej deklarujemy świadomie: „Nie chcę już kochać”. W głębi duszy jednak każdy z nas tęskni za miłością.

Kocha się tylko raz


To jeden z najbardziej rozpowszechnionych mitów: prawdziwie zakochać się można tylko raz w życiu. Wierzy w to, według kanadyjskich badań z 2006 r., aż 68 procent dorosłych. – Tę tezę lansują od wieków pisarze i poeci – mówi kanadyjski psycholog społeczny Mark Emerson. – W XX wieku doszły do tego też filmy. Nieustannie ktoś w nich odnajduje miłość sprzed lat, tę jedyną prawdziwą. Dla większości z nas to bardzo obciążająca wizja, z którą trudno sobie poradzić.

Jeszcze 150 lat temu ludzie spotykali na swej drodze niewielu potencjalnych kandydatów na męża czy żonę. Do tego przeciętna długość życia w Europie wynosiła 40 lat. A więc jedna wielka miłość, to było statystycznie wszystko, na co człowiek mógł liczyć. Współczesny 30-latek spotyka w ciągu miesiąca więcej osób niż jego rówieśnik z roku 1850 przez całe życie. Do tego ma do dyspozycji Internet, a w nim czaty, portale randkowe i serwisy społecznościowe. Wybieramy więc, zauroczamy się, a potem stwierdzamy, że to nie to, i próbujemy od nowa. A jednocześnie gdzieś z tyłu głowy wciąż kołacze nam myśl, że prawdziwie kocha się tylko raz w życiu.
– Co drugi człowiek zamęcza się rozważaniami o tym, czy już przeżył tę jedyną, najprawdziwszą miłość – mówi Mark Emerson. – Ponad 70 procent kobiet przyznaje się do poszukiwania sposobów, jak rozpoznać prawdziwe uczucie. Wzgardzenie nim, przegapienie, zaniedbanie, uważane jest niemal za grzech śmiertelny.

Obraz sprzed lat


Wielka miłość większości z nas kojarzy się z wczesną młodością. Aż 78 procent 30-latków jest przekonanych, że już to największe uczucie w życiu przeżyło. Wielu z nich, jeśli była to miłość nieszczęśliwa, nie zamierza próbować znowu. Bo po co, skoro prawdziwie kochać można tylko raz?

Marcello Rioni, włoski psycholog, badał przez pięć lat emocje emerytów. Rozmawiał z nimi o wspomnieniach, marzeniach, o tym, czego żałują najbardziej. Zapisywał szczegółowo ich sny. – Większość tych osób pielęgnuje w pamięci obraz młodzieńczej miłości – mówi Rioni. – Im bardziej była niespełniona, im więcej przeszkód stanęło na jej drodze, tym silniejsze są te wspomnienia. I przekonanie, że życie byłoby lepsze, gdyby tylko udało się jeszcze raz tę wspaniałą osobę spotkać i powiedzieć jej: „Kocham”. Takie osoby skupiają się na przeszłości i po prostu nie dają sobie szansy na szczęście.

Niespodziewaną możliwość odnalezienia dawnej miłości wielu Polaków ujrzało po uruchomieniu portalu Nasza Klasa. Ma on ponad 11 mln użytkowników. I większość z nich nie ogranicza się wcale do kontaktów z dawnymi kolegami klasowymi i nauczycielami. – Aż 92 procent dorosłych użytkowników wpisało w wyszukiwarkę tego portalu nazwisko swojej byłej sympatii – mówi Monika Lutowska, psycholog, która przeprowadziła ankiety wśród pięciu tysięcy osób odwiedzających Naszą Klasę. – Nie oznacza to automatycznie kontaktu z tą osobą. Większość z nas chce sprawdzić, jak wygląda młodzieńcza sympatia, co dzisiaj robi, czy ma żonę albo męża.

Obejrzenie zdjęć kogoś, kogo kochaliśmy 10 czy 30 lat temu, bardzo ożywia wspomnienia. Sprawia, że trudno jest oprzeć się pokusie wysłania e-maila. Tym bardziej że do głosu dochodzi natychmiast mit, że prawdziwie kocha się tylko raz w życiu. A więc chcemy dać tej miłości jeszcze jedną szansę. Bo przecież wielkie uczucie nigdy nie umiera.

Dziś jestem inna


Szacuje się, że dzięki możliwościom, które dał Polakom portal Nasza Klasa, rozpadło się już kilka tysięcy małżeństw. Kolejne pozwy rozwodowe już leżą w sądzie. – Smutne jest to, że większość z tych powrotów do miłości sprzed lat kończy się katastrofą – mówi Monika Lutowska. – W pierwszej chwili pojawia się euforia, mówimy: „On w ogóle się nie zmienił”. Jeździmy w te same miejsca, co kiedyś, całujemy się na tej samej ławce i mówimy naszym tajemnym językiem sprzed lat. W takiej chwili nie liczy się nic oprócz odnalezionego szczęścia. Błyskawicznie zostawiamy rodzinę, wyprowadzamy się, nawet rzucamy pracę. I po kilku miesiącach okazuje się, że popełniliśmy ogromny błąd.
Bo budowanie związku na emocjach i wspomnieniach sprzed wielu lat rzadko się udaje. Oczekujemy, że będzie tak jak kiedyś, a to nierealne. Przez chwilę widzimy w siwym panu z brzuszkiem tamtego młodego chłopaka. Czar jednak zwykle szybko pryska. Okazuje się, że stara miłość woli siedzieć przed telewizorem niż chodzić z nami po górach. I że nie bardzo mamy o czym rozmawiać, kiedy wyczerpią się wspólne wspomnienia.

– Każdy z nas poszedł w inną stronę – wyjaśnia Lutowska. – Wszyscy się zmieniamy, ale każdy w inny sposób. Po 20 czy 30 latach spotykamy więc innego człowieka. Sami też jesteśmy inni niż kiedyś. Zanim podejmiesz więc decyzję, że ta miłość sprzed lat naprawdę nie zardzewiała, i odmienisz dla niej swoje życie, zatrzymaj się na moment. Poznaj mężczyznę, który przed Tobą stoi. Tego z 2009 roku, a nie z 1989. Sama też nie wyjmuj z pawlacza spódnicy z balu maturalnego. Pokaż mu, jaka jesteś dzisiaj. Sprawdź, czy taką będzie Cię kochał i rozumiał.

Decyduje barwa głosu


Bywa jednak i tak, że do spotkania z sympatią sprzed lat nie dochodzi, a mimo to wspomnienia odciskają wyraźne piętno na obecnym małżeństwie. Albo nie pozwalają wejść w nowy związek i znaleźć w nim szczęścia. Monika Lutowska nazywa to syndromem żony Lota. W biblijnej przypowieści kobieta zamieniła się w słup soli, bo obejrzała się za siebie, zamiast biec z mężem i dziećmi do przodu. My też, bez końca rozpamiętując wydarzenia sprzed lat i snując fantazje o tym „co by było, gdyby...”, zamieniamy się w emocjonalne skamieliny. Nie interesuje nas rodzina i to, co przed nami. Nie widzimy możliwości, które daje teraźniejszość i przyszłość. Wciąż oglądamy się za siebie.
– Możemy też nazwać to syndromem „Nocy i dni” – mówi Paweł Kosiorek, socjolog. – Barbara nie docenia Bogumiła, ignoruje go, jest nieszczęśliwa, bo ciągle myśli o Tolibowskim. To przecież on romantycznie wchodził do stawu, by zerwać nenufary. Dopiero gdy mąż umiera, rozumie, że był miłością jej życia. On, a nie wspomnienie pięknej chwili sprzed wielu lat. Jest już jednak za późno. Bukiecik kwiatów, wręczony pod szkołą, pocałunek w deszczu, często urastają do rangi symbolu. I stają się wzorcem, do którego przykładamy kolejnych kandydatów na męża czy narzeczonego. Nie pokocham nikogo, bo nikt nie jest dostatecznie dobry. Nikt nie jest tak wspaniały, jak moja wielka miłość z liceum, nikt jej nie dorówna. Kobiety zwykle zwracają uwagę właśnie na takie romantyczne gesty. Czy przynosi kwiaty? Nie przynosi, a Paweł nigdy nie zapominał, chociaż miał małe kieszonkowe. A na rękach nosi? Nie, a Paweł nosił. Nawet sobie kiedyś ścięgno przez to zerwał. A więc ten nowy jest gorszy od Pawła, i nie ma co zawracać sobie nim głowy. Mężczyźni z kolei porównują przede wszystkim wygląd i głos kolejnych kobiet do
swojej dawnej miłości. Amerykański psycholog Peter Lion, próbując dociec, jak funkcjonuje pożądanie, przebadał 400 mężczyzn. I stwierdził, że głos jest jednym z najważniejszych czynników przy wybieraniu partnerki. Zwłaszcza po 30. roku życia mężczyźni wybierają w 73 procentach kobiety, które mają barwę i melodię głosu podobną do głosu ich pierwszej wielkiej miłości. Kolor włosów jest niemal równie ważny: kieruje się nim 66 procent mężczyzn. Jeżeli chcesz zakochać się naprawdę, świadomie szukaj kogoś tak mało podobnego do dawnej sympatii, jak to tylko możliwe – radzi Lutowska. – To ma być naprawdę nowa miłość, a nie klonowanie.

Unikaj też, podczas spotkań z nowym partnerem, powielania scenariuszy z poprzednich związków. Nie idź do tego parku, do którego chodziłaś z byłym mężem. Poszukaj innej restauracji. Zrób coś, co będzie nowe także dla Ciebie, np. zagraj w kręgle. Piszcie nową księgę nowej miłości, układajcie Wasz własny album pięknych wspomnień. Tylko Wasz.

Liliana Fabisińska





Źródło: www.samozdrowie.pl

tem_f.gif

post_f.gif  

tem_f.gif

post_f.gif